Raz, dwa, trzy...

Bezsens istnienia nie do spełnienia. Każdy poranek taki sam. Pobudka o szóstej rano, bez gadania trzeba wstać, podnieść lewą nogę. Eh, no nie chce się, ale co zrobić, jeśli godzę się na taki stan rzeczy, to kogo mam za to winić. Nie ma dookoła osoby, która powiedziałby: to przeze mnie tu jesteś - sorry! I tak bez przerwy. Kiedy ten stan dobiegnie końca. Starczy tego: ile można tak siebie katować. Gdy ten moment nadchodzi, to znów dopada mnie wątpliwość, co dalej! Skąd to niezdecydowanie? Czyja to wina? 

Nigdy nie pomyślałabym, że może to być takie trudne i jednocześnie tak oczywiste. To jak wygląda moje obecne życie, jest wyłącznie moją sprawką. To ja przyczyniłam się do tego, gdzie jestem i co robię. Jak to zmienić?

Odważni Ci, którzy pragną zmienić swoją obecną sytuacją i faktycznie to robią. Nie zastanawiają się zanadto, po prostu robią pierwszy krok. Najgorzej jest mieć wielkie marzenie i być nim przytłoczonym na tyle, że nie jest się w stanie zrobić z tym nic więcej, tylko marzyć. Warto wierzyć, ale fajnie jest też, coś z tym w końcu zrobić. 

Lata, dni, godziny spędzone na rozmyślaniu czego chcę i jak zamierzam to osiągnąć. Ciężka praca - lata minęły, a ja nadal nie wiem, jak połączyć części tej wielkiej układanki zwanej życiem. Zostać czy odejść? Poddać się czy walczyć do końca? Powiedzieć, co czuję czy udawać, że wszystko gra? Kawa czy herbata? Każdego dnia, o pewnej godzinie przechodzę takie oto wrzuty myślowe.

Marzenie może być Twoje jeśli masz odwagę je gonić. A ja przerwałam pościg, by ponownie go rozpocząć? A może to nigdy nie było moje marzenie?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tracę koleżankę sąsiadkę