Nie dało się inaczej

Trenuję w domu i jeżdżę na rowerze, żeby dbać o wygląd zewnętrzy. Nie ma co ukrywać, taki był mój początkowy cel. Z powodu wyglądu podjęłam rękawice. Kupiłam rower oraz sprzęt sportowy. Stworzyłam plan, który każdego dnia skrupulatnie realizowałam, z obrazem idealnego ciała w głowie. Wytrwałości mi nie brakowało. Nie oznacza to jednak, że efekt był od razu zadowalający. Z różnym nastawieniem podejmowałam kolejne próby. 

To czego nie byłam świadoma to fakt, że jednocześnie pracowałam nad swoją głową. Z każdym powtórzeniem ćwiczyłam nie tylko mięśnie, ale również wytrwałość, konsekwencję i wiarę w siebie. Działo się to w tle. Taki pozytywny efekt uboczny. Gratis do zamówienia, o którym nie miałam pojęcia.

Poszerzam pakiet samoświadomości. Fundament na resztę życia. Bazuje on na uniwersalnym prawie, które nie idzie na ustępstwa i nie znosi półśrodków. Jednak nie mówię, że to koniec. Gdy to piszę najlepsza wersja mnie nadal się tworzy. Codziennie zamykam drzwi przed innym rodzajem zdradliwego komfortu. To proces, który nigdy się nie kończy. To dopiero początek.

PS. "Doktor Sen" - pierwszy raz był w kinie. Pojawił się też na Netflix, więc obejrzałam w ramach odświeżenia. Fajny pomysł - ale nadal to kolejna odsłona Lśnienia.


Komentarze

  1. Podziwiam. Mi się coraz mniej chce i coraz więcej rzeczy sobie odpuszczam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uświadomiłam sobie, że odpuszczałam sprawy, które tak naprawdę nigdy nie były dla mnie aż tak ważne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tego dnia