Trafiłam tu przez przypadek - tak mi się wydawało. Jednak zobaczyłam, że w tym przypadku było mało. Totalnie niewyczuwalny. Trafiłam tu za sprawą własnych myśli. Ale raczej brakowało im celu, który wyznaczyłby kierunek mojej podróży. Widzę, że poszłam na łatwiznę. Prześlizgnęłam się po cienkiej ścianie prosto w pustkę. Sądziłam, że samo się ułoży - ale jak ma się ułożyć cokolwiek bez mojego wsparcia, chęci do działania, podjęcia własnego wyzwania. Przystałam na układ, który został mi narzucony. Mogłam z niego zrezygnować, albo do swoich potrzeb dostosować. Ja wolałam przystać na to, co życie za sprawą ludzi ofiarowało. W sercu czułam, że ta propozycja stacza mnie w otchłań nicości. Bezbarwna ja na bezbarwnym tle - tak się czuję. Nie robię nic dla siebie, raczej dla nich, którym leży to, że będę robić co każą. Nie jestem tu, żeby żyć dla innych. Chcę żyć dla siebie, by swoją pracą nieść innym radość. Nie urodziłam się, by czekać na pozwolenie, aż ktoś rzuci kolejne zlecenie, jak mięso na ziemię; Zrób proszę to, zrób proszę tamto, bo to jest bardzo ważne "dla mnie". A co ze mną? Gdzie w tym wszystkim JA. Czuję jakby odcięto mi skrzydła. Czuję jak mój własny, głęboko skryty potencjał ginie w tle. Nie jestem fanką bycia czyimś niewolnikiem za pieniądze. Sprzedającego swój najcenniejszy czas za kilka zielonych papierów. Jeśli życie to przygoda i jesteśmy tu na chwilę, żeby cieszyć się życiem, to co do cholery ja tu robię!!!!! Dlaczego się na to godzę?? Wszyscy są mili, ale co z tego zostaje dla mnie. Każdy jest miły, gdy chodzi o jego interes. A co z moim biznesem? Z moim skrytym celem? Dostałam za darmo dary, które się we mnie schowały. Moim zadaniem jest odkryć swoje powołanie, a nie wypełniać twoje trywialne biurowe zadanie, żebyś mogła odhaczyć w swoim złotym zeszyciku nic nieznaczące dla mnie polecenia.
W końcu środa! Czas tak szybko ucieka- pytanie czy na robieniu tego, co się kocha? Byle do weekendu to najczęściej wypowiadane zdanie przez ludzi, którymi się otaczam. Serio? Ile można to powtarzać. Tydzień w tydzień, miesiąc w miesiąc słyszę to samo zdanie. Różnica polega na tym, że raz powie to facet raz kobieta. Poza tym to jedno i to samo. Czy oni na prawdę wegetują. Chodzą do pracy, że mieć pieniądze, ale nic ponadto. Żadnych radości z tym związanych, żadnych okazji do samorozwoju? Gdzie podziała się pasja do życia i bycia tu i teraz. Czerpania korzyści z nadarzających się okazji? Oni tego nie znają - for sure! Szkoda, wielka strata osobowości takich jak oni- kreatywnych, ale leniwych. Silnych, ale niepewnych siebie. Głodnych nowych doznań, ale mało zmotywowanych. To oni! Najgorzej otaczać się ludźmi bez aspiracji, którzy narzekają na swój los, ale nie ruszą nogą w kierunku zmian. Gdy im powiesz idź, rób, zobacz, co czas pokaże, to usłyszysz: "ale co z tego b
"Nie jestem tu, żeby żyć dla innych. Chcę żyć dla siebie, by swoją pracą nieść innym radość. Nie urodziłam się, by czekać na pozwolenie, aż ktoś rzuci kolejne zlecenie, jak mięso na ziemię"
OdpowiedzUsuńJakie to prawdziwe!
Dzięki Hubert!
Usuń